Poniżej przedstawiamy artykuł Małgorzaty Domagały o historii kamienicy opublikowany w Tygodniku Lublin dnia 3 sierpnia 2018 r.
Niezwykła kamienica w stylu okrętowym. Symbol prestiżu i przynależności do elity
Małgorzata Domagała
Kamienica intryguje zarówno mieszkańców, jak i turystów. W Lublinie jest najpełniejszą reprezentantką architektonicznej mody, która narodziła się z fascynacji okrętami i dalekimi podróżami.
Judesa Rachman zawodowo nie pracowała, zajmowała się wychowywaniem dzieci. W domowych obowiązkach pomagały jej służące. Rodzina Rachmanów zatrudniała też pannę, której podstawowym zadaniem były spacery z dziećmi. Codziennie przychodziła w porze obiadowej i wychodziła z nimi do Ogrodu Saskiego. Judesa kupowała dzieciom okrągłe, czekoladowe wafle i chowając się za drzewem, sprawdzała, czy zatrudniona panna na pewno daje im słodycze.
Mąż Judesy, przedsiębiorca budowlany Aaron Josef Rachman, działał pod szyldem spółki Bracia Rachman i inżynier Lipski. Dostatnie życie pozwalało rodzinie Rachmanów na wyjazdy pod koniec tygodnia do Warszawy, Nałęczowa, Rabki czy Krynicy.
Mieli fiata. Jednak wyznacznik luksusu tej rodziny był jeszcze jeden.
Okręty, lokomotywy, sterowce
Rachman miał udziały w nieruchomości przy Krakowskim Przedmieściu 53, gdzie do stojącej tam kamienicy dobudował kolejną. Współcześnie nosi ona adres Krótka 4-Jasna 8*. Inwestycja gotowa była pod koniec lat 30.
O jej wyjątkowym charakterze opowiada nam Marcin Semeniuk, architekt. – Ludzie pytają mnie o ten obiekt. Intryguje zarówno lublinian, jak i turystów – przyznaje. Co jest w nim takiego niezwykłego? – Kamienica reprezentuje tzw. styl okrętowy. To może być zaskoczeniem, że Lublin, śródlądowe miasto, ma przykład architektury bardziej kojarzonej z Gdynią, gdzie wiele jest obiektów o zaokrąglonych krawędziach przypominających swoją bryłą transatlantyki – mówi.
Dla Rachmana budowa kamienicy w takiej właśnie formie wydawała się świetną okazją do podkreślenia swojego statusu materialnego. – Styl ten był synonimem zamożności i przynależności do elity – tłumaczy Marcin Semeniuk. Narodził się w latach 20., a największą popularność przyniosły mu lata 30. Wziął się z fascynacji maszyną i dalekimi podróżami. – Okres międzywojenny przynosił coraz więcej nowinek technicznych. Podróż między kontynentami na pokładach luksusowych transatlantyków stawała się coraz wygodniejsza, szybsza, komfortowa. Jednak styl okrętowy nie tyle odnosił się do samego statku, ale generalnie do środków lokomocji. Zaokrąglenie krawędzi budynku to nawiązanie także do lokomotyw, które wraz z postępem technicznym zyskiwały bardziej opływowy kształt. Ale również do samolotów. Opływowy kształt to także sterowce, które w latach 30. miały swój czas – mówi.
Zwraca uwagę także na zaskakujące zjawisko: – Niektórzy badacze architektury wskazują na pewien paradoks. Budynki zaczęły przypominać statki wycieczkowe, natomiast wystrój wnętrz transatlantyków był przeniesieniem architektury lądowej: luksusowych hoteli i eleganckich mieszkań, nawiązaniem do domowych wygód rekompensujących trudy podróży, pięknie urządzonych i dekorowanych, co było przeciwieństwem surowości transoceanicznych liniowców.
Niezrealizowany „górny pokład”
Rachman zdecydował się na swojego okrętowca w reprezentacyjnej części miasta. Postawił go z myślą o mieszkaniach na wynajem. Aby czynszówka się zwróciła, trzeba było zbudować możliwie dużo pięter. Na parterze od początku miały mieścić się sklepy. Tak też jest do dziś.
Lokatorzy nieruchomości blisko stąd mieli do ważnych instytucji, szkół. Poza tym życie w tym miejscu miało duży walor w postaci Ogrodu Saskiego. Lokali było 16, a każdy z nich miał toaletę i kuchnię. I to w czasach wielkiego głodu mieszkaniowego, który trapił II RP. Warunki, w których żyły całe rodziny, były katastrofalne. Domy często przeludnione, wilgotne.
Styl okrętowy skupiał się na zewnętrznej części budynku. Mieszkań w kształcie kajut architekci nie projektowali. Były to zwykle duże, wielopokojowe mieszkania. Na rogu Krótkiej i Jasnej do opływowego kształtu statku nawiązywać mają zaokrąglone balkony. Okrętowy styl akcentują też pasmowe okna znajdujące się od strony ul. Krótkiej. – Dodają dynamizmu. Budynek wydaje się dłuższy, sprawia wrażenie, jakby był w ruchu, jakby był zacumowanym statkiem – opowiada architekt. Marcin Semeniuk zwraca uwagę, że pierwotnie narożnik kamienicy wieńczyła iglica przypominająca maszt.
Projekt przewidywał też „górny pokład”, na statkach dedykowany do odpoczynku podczas podróży. Taras na dachu nie został jednak zrealizowany.
Marcin Semeniuk: – Ale chciałbym zwrócić uwagę jeszcze na jedną rzecz. Przełom lat 20. i 30. to czas funkcjonalistycznej architektury pozbawionej wszelkiego detalu. Myślę, że dla wielu ludzi była nie do przyjęcia po wielu epokach architektury pełnej ornamentyki. Styl okrętowy był próbą oswojenia surowego modernizmu. Gładkie krawędzie, skojarzenia ze statkami wycieczkowymi, były bardziej przyswajalne dla odbiorcy, a właścicielom i mieszkańcom z pewnością dawały poczucie przynależności do wyższej klasy.
Supertransatlantyk z ul. Chodźki
Okrętowców na ulicach najwięcej ma Gdynia. Ale takie obiekty znajdziemy także np. w Katowicach. Gdyby nie II wojna światowa, o wiele więcej byłoby ich też w Warszawie.
W Lublinie kamienica na rogu Krótkiej i Jasnej jest najpełniejszą reprezentantką stylu. Przejawy fascynacji podróżami liniowcami widać też w przypadku kamienicy przy ul. Chopina 22, gdzie balkony kojarzą się z ratunkowymi szalupami przyczepionymi do statku albo Lipowej 22, gdzie mamy zaokrąglony narożnik. Niektóre budynki mają też zaokrąglone okna na klatkach schodowych. Są i powojenne odniesienia do stylu okrętowego. – Wydaje mi się, że możemy je znaleźć w Chatce Żaka. To zaokrąglony narożnik, zadaszenie nad tarasem i niegdyś przebijająca daszek przy wejściu iglica nawiązująca do masztu – uważa Marcin Semeniuk.
Na tym nie koniec. – Co ciekawe, styl okrętowy mamy też w architekturze lat 90. Próbowano nim nieco ocieplić wizerunek modernizmu po epoce wielkiej płyty. W Lublinie to na przykład blok przy ul. Chodźki [ul. Chodźki 3 – red.]: bardzo długi budynek, z obu stron zaokrąglony. Taki supertransatlantyk, który dorównuje przykładom międzywojennym.
Ścisła czołówka
Marcin Semeniuk od kilku lat prowadzi internetowy blog Modernizm w Lublinie, na którym przedstawia historię i znaczenie przykładów modernizmu w Lublinie. O lubelskiej architekturze opowiada także na Instagramie, gdzie publikuje zdjęcia architektury. O twórcach lubelskiego modernizmu i powstających w tym duchu inwestycjach wyszukuje wycinków prasowych czy porównuje stare fotografie robione przed przebudowami. – Wychowałem się na os. Słowackiego projektu Zofii i Oskara Hansenów. Pamiętam, że często zasypywałem rodziców pytaniami o tamte bloki. Dlaczego są takie długie, dlaczego balkony są takie, a nie inne, porównywałem place zabaw z tymi na innych osiedlach. Od rodziców chyba nigdy nie uzyskałem satysfakcjonującej odpowiedzi, więc ta moja pasja to chyba próba poszukiwania jej na własną rękę – opowiada.
Marcin Semeniuk jest także jednym z miejskich „Przewodników Inspiracji”. „Przewodnicy Inspiracji” zostali wyłonieni przez ratusz w drodze konkursu i przez urzędników są turystom polecani. Na razie oprowadza po szlaku twórczości architekta Tadeusza Witkowskiego. W przygotowaniu ma kolejne trasy po lubelskim modernizmie. Kamienica z rogu Krótkiej i Jasnej ma być punktem takich spacerów. Gdyby zresztą projektant miał wymienić najważniejsze przykłady architektury międzywojennego Lublina, nieruchomość ta byłaby w ścisłej czołówce. – W Lublinie chętnie chwalimy się renesansowym Starym Miastem i trochę mnie niepokoi, że reszta architektury bywa spychana na drugi plan. Nie ma świadomości, że jest wiele innych zakątków miasta, gdzie również warto się wybrać na spacer. Może dzięki programowi „Przewodnik Inspiracji” to się zmieni – dodaje.
Powód spychania? – Podłoże ma na pewno w braku edukacji i to tyczy się nie tylko Lublina. Na lekcjach wiedzy o kulturze program nauczania kończy się na baroku i klasycyzmie, natomiast czasu nie poświęca się współczesnej architekturze – komentuje.
Z relacji Bronisławy Friedman wynika, że Rachmanowie nigdy nie przeprowadzili się na Krótką 4-Jasną 8. Mieszkali przy Krakowskim Przedmieściu 30. Po bombardowaniu Lublina we wrześniu 1939 r. wyjechali swoim samochodem do Lwowa. Stamtąd, w wagonach bydlęcych, zostali wywiezieni przez Rosjan na Ural. Halina Rachman, jedna z dwóch córek, zmarła na błonicę.
W grudniu 1944 r. Rachmanowie wrócili do Lublina. Judesa chorowała. Miała zapalenie płuc i oskrzeli, a także atak serca. Zmarła w wieku 35 lat. Pochowana jest na cmentarzu przy ul. Walecznych.
Aaron Rachman ponownie się ożenił. Rodzina Rachmanów w 1946 r. przeprowadziła się do Łodzi. Następnie, na zaproszenie kuzyna, do Maroka. Stamtąd w 1949 r. do Izraela.
Mroczny wątek kamienicy
W piwnicach kamienicy przy ul. Krótkiej 4 -Jasnej 8 mieściła się pierwsza na ziemiach polskich siedziba komunistycznego Resortu Bezpieczeństwa Publicznego, a po jej przeniesieniu do Warszawy w latach 1945-1953 siedziba Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego. Tutaj funkcjonariusze aparatu bezpieczeństwa brutalnie przesłuchiwali i w nieludzkich warunkach przetrzymywali tysiące ludzi.
Dziś dawny areszt przy Krótkiej 4-Jasnej 8 to zwykłe lokatorskie piwnice. Jednak zostały wpisane do rejestru zabytków jako „miejsce upamiętniające wydarzenia historyczne związane z represjami wobec polskiego podziemia niepodległościowego”. Są tam jeszcze oryginale drzwi do pomieszczeń, które w latach 1944-1953 pełniły funkcje cel. Znajdziemy także napisy i znaki pozostawione przez więźniów.
* Fragment napisany w oparciu o relację córki Judesy i Aarona Rachmanów Bronisławy Friedman (ur. 1932) zarejestrowaną w ramach programu Historia Mówiona Ośrodka Brama Grodzka-Teatr NN.